niedziela, 30 grudnia 2012

Bieszczady - samotna wędrówka

created 10.06.2011
Wróciłem! Nie zjadły mnie jednak niedźwiedzie a ja jestem całkowicie zdrowy i szczęśliwy! Cóż mogę napisać... NIESAMOWITA, niezapomniana przygoda. Pierwsza tego typu i bez wątpienia, wiele momentów zapamiętam do końca życia. Niektórych chwil, jakie przeżyłem podczas tych 9 dni nie da się opisać słowami, nie oddadzą tego zdjęcia. To trzeba przeżyć samemu. Chociaż po części spróbuję Wam przybliżyć co mi się najbardziej podobało i co sprawiło, że bez wątpienia w Bieszczady wrócę, a kolejne wyprawy to tylko kwestia czasu :)


LUDZIE
Mogłoby się wydawać, że pierwsze co mnie najbardziej zachwyciło z całej wyprawy to przepiękne widoki bieszczadzkiego krajobrazu. Otóż nie. To właśnie spotkani ludzie wysuwają się zdecydowanie na pierwsze miejsce. Napotkane osoby, z którymi często przysiadałem gdzieś na łące czy skale i prowadziłem długie rozmowy, zapamiętam najmilej. Przez te kilka dni spotkałem wielu ludzi, którzy byli bardzo pozytywnie nastawieni do świata. Z którymi mogłem porozmawiać o ciekawych sprawach, którzy byli bardzo życzliwi i pomocni. Wyruszyłem z nastawieniem, że spotkam się z niechęcią wobec mojej osoby, że poproszę kogoś o pomoc, a ona zostanie mi odmówiona. Było całkowicie inaczej i wręcz jestem porażony taką ludzką dobrocią. Nie spodziewałem się tego.

Miły facet- Łukasz opiekun schroniska “Koniec Świata” w Nowym Łupkowie, który wprowadził mnie w atmosferę i wyjaśnił pewne zasady, które panują w takich schroniskach (a był to mój pierwszy taki nocleg w życiu). Chłopak i dziewczyna, których w owym schronisku poznałem i z którymi porozmawiałem sobie nieco o podróżach. Kasza z sosem i przepyszną sałatką którą zostałem przyjęty :) Niesamowity klimat. Będzie co wspominać!Miejscowi ludzie, których napotykałem na swojej drodze. Pan z Woli Michowej, który widząc biednego turystę, nieco zagubionego (akurat wtedy pobłądziłem :P) zatrzymał wóz, którym jechał i zaproponował podwózkę. Chłodne piwko, wypite razem pod sklepem i rozmowa o tym jak wyglądały kiedyś Bieszczady.


Pani, która podwiozła mnie z Wołosatego do Ustrzyk Górnych, która nawet nie zdaje sobie sprawy, że dzięki niej zdążyłem na autobus i przeżyłem przy okazji ciekawe chwile, które będę długo wspominał. Panie z Ustrzyk Górnych, które powiedziały kierowcy autobusu, aby zatrzymał się pod Hotelem Górskim i poczekał chwilę na jakiegoś turystę, który kilka minut temu sprintem pobiegł po plecak, który tam zostawił. Kierowca autobusu, który obdzwonił kilku kolegów, aby załatwić mi dalszy transport do Soliny :) Amazonki czyli grupa jeżdżąca po Bieszczadach konno, z którymi spędziłem bardzo miło czas przy ognisku w Roztokach Górnych, śpiewając bieszczdzackie piosenki. I wiele, wiele innych osób, które spotkałem przez te kilka dni od których płynęły same pozytywne emocje.


WIDOKI I PRZYRODA
Tak, widoki są takie, jak wszędzie można przeczytać. Zapierające momentami dech w piersi. Niestety, aparat mam niewysokich lotów, ale myślę, że nawet jakbym miał super nowoczesny model lustrzanki to i tak na zrobionych zdjęciach byłoby widać tylko marny procent z tego, jak to w rzeczywistości wygląda. Podczas ⅚ dnia wędrówki nocowałem całkowicie na dziko. Na wysokości blisko 1200 m n.p.m, zaraz pod Rabią Skałą. Namiot rozbiłem na kilku wielkich kępach traw, bo było to jedyne miejsce, które jeszcze do tego się nadawało, spałem skulony w rogu namiotu, bo tylko tam był kawałek w miarę równego podłoża. W nocy obudziły mnie skrobiące myszy o namiot, które musiałem kilka razy odganiać a nad ranem, mimo 5 podkoszulek, swetra, kurtki i śpiwora na sobie, zamarzałem. Nie będę ukrywał, że bałem się jak cholera dzikich zwierząt, które mogły wyczuć jedzenie. Ale było warto! Zachód słońca, i wschód, oglądany z tej wysokości... mając taką panoramę przed oczami to naprawdę WIELKIE przeżycie. Gdy się obudziłem o 04:10 i zobaczyłem, jak wygląda niebo, byłem zachwycony. W momencie, kiedy na moich oczach, nad szczytami przedarł się pierwszy promyk słońca, a później to słońce w oczach robiło się coraz większe, byłem przeszczęśliwy! Tego jak się wtedy czułem, nie da się opisać. Kilka dni wyrzeczeń, beznadziejnego jedzenia, braku łazienki, często i wody do picia, ogromnego wysiłku podczas wychodzenia na kolejne szczyty z wielkim 25kg plecakiem było tego warte. Oglądając wspinające się coraz wyżej słońce, zrozumiałem, że jestem w stanie dokonać wszystkiego. Nie ma przede mną żadnych ograniczeń. Mogę osiągnąć co tylko chcę. Jedyne, co trzeba zrobić to stawiać te cele, dążyć do ich realizacji i czasami, mimo niepowodzeń podnosić się i przeć dalej przed siebie. Wszystkie lęki odrzucić na bok, bo w 99% są one całkowicie bezpodstawne. Świat jest piękny. Życie jest piękne!


PRAWDZIWA PRZYGODA
Wiele razy oglądałem filmy, gdzie bohaterowie przemierzali dzikie odstępny, mieszkali pod namiotami, nocami palili ogniska, czerpali wodę ze źródeł, na swojej drodze napotykali dzikie zwierzęta i przyrodę, pokonywali kolejne przeciwności losu i swoje słabości - filmy przygodowe tak zwane.
Zawsze sobie myślałem, że fajnie byłoby przeżyć coś takiego. Nie robiłem jednak nic w tym kierunku. Wszystko zaczęło zmieniać się około roku temu. W końcu zacząłem od siebie wymagać i mimo przeciwności mocno parłem do przodu. Opłacało się. Spełniłem jedną z pierwszych pozycji na liście marzeń. Przeżyłem prawdziwą, dziką przygodę. Spałem w górach, na łąkach pośrodku lasu. Na swojej drodze nie raz spotkałem dzikie zwierzęta. Nad ranem była wyprawa po wodę 30 minut od rozbitego namiotu. Gotowanie na palniku. Możliwość liczenia tylko i wyłącznie na samego siebie. Ogromnie dużo mi to dało. Była to taka męska przygoda z prawdziwego zdarzenia. Czuję się teraz bardziej dorosły, odważny, samodzielny. Tego mi było trzeba.



Ciiszzzzaaaa...
Samotna wyprawa po dzikich, bieszczadzkich ostępach. Na szlaku spotykałem jedną/dwie osoby dziennie. Z dala od cywilizacji, Internetu, radia, telewizji. W górach panuje błoga cisza, przerywana tylko przez szum wiatru, lub odgłosy ptaków czy dzikich zwierząt. Człowiek obcuje tam sam ze sobą. Nic mu nie przeszkadza. Myśli stają się spokojniejsze i wszystko można sobie dokładnie przemyśleć.


PRZYPADEK NIE ISTNIEJE
Teraz jestem co do tego w 100% pewny. Większość osób, które przeczytają ten wpis zapewne zna Michała Maja. Pewnie też wie na czym polega Grupa Hiszpańska. Specjalnie przełożyłem o jeden dzień wyjazd, aby wziąć udział w pierwszej rozmowie przez Skype odnośnie nauki hiszpańskiego. Michał, wspomniał podczas tej rozmowy o swoim koledze, który również pojechał w Bieszczady. Niesamowita historia, bo kilka dni później, właśnie z owym kolegą Michała się spotkałem! Bieszczady są naprawdę spore i prawdopodobieństwo, że się spotkamy i podczas rozmowy zorientujemy się, kto jest kim była niewielka. Ale jednak! Po drodze było tyle zmiennych, a mimo to doszło do spotkania :) Przypadek nie istnieje!


PODSUMOWUJĄC
Każdy powinien coś takiego przeżyć. Po takich kilku dniach przeżytych na dziko zacząłem naprawdę doceniać to co posiadam. Najprostsze rzeczy jak woda z kranu, zaczynają cieszyć (uwierzcie, ale po 3h marszu w pełnym słońcu bez kropli H2O, jak usłyszałem plusk rozbijającej się o kamienie wody, to był to jeden z najpiękniejszych dźwięków jaki  było mi dane kiedykolwiek słyszeć :) ). Niewygodne łóżko? Dla mnie nie ma czegoś takiego :P Zwykła podłoga pod nogami cieszy. Taki wyjazd może zmienić nasze postrzeganie świata. Moje zmienił.


Jest to wyjazd, który w chwili obecnej odbieram jako ten najważniejszy w moim życiu. Dał mi ogromnie dużo. Wiele z niego wyniosłem i się nauczyłem. Warto było momentami walczyć o realizację tego marzenia! Wiem, że kolejne efekty tego wyjazdu pojawią się z czasem. W końcu zrobiłem ten pierwszy, duży krok. Jestem przykładem na to, że mimo niepowodzeń życiowych i dołka, do którego czasami wpadamy, można się podnieść. Udało mi się bardzo mocno powiększyć strefę komfortu. Jeszcze niedawno najchętniej siedziałbym w pokoju przed komputerem, z dala od ludzi. Teraz nie wyobrażam sobie takiego życia. Świat stoi otworem i czeka na mnie. Jeśli my coś damy od siebie, to świat nam się odwdzięczy z nawiązką. Nie zastanawiaj się, nie analizuj ciągle wszystkiego. Zacznij realizować swoje marzenia. Odrzuć lęki, które Cię ograniczają. Uwierz, nie ma się czego bać! ŻYCIE JEST PIĘKNE!!!


Przy okazji, chciałem podziękować Michałowi Majowi. Gdyby nie jego blog i pozytywna energia, którą przekazuje w swoich tekstach, nie byłoby tego bloga i listy marzeń. Nie przeżyłbym tej przygody. Pewnie nadal gniłbym i narzekał na swoje beznadziejne życie. Jeszcze raz, DZIĘKI MAJU!

2 komentarze:

  1. Dzień dobry, dzięki za wpis. Ja też się wybieram na samotną wędrówkę po Bieszczadach. Pozdrawiam Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jakie miałe zaskoczenie, że ktoś odgrzebał ten wpis w internecie! :) Również pozdrawiam.

      Usuń